niedziela, 22 stycznia 2012

Miasto śniących książek, Walter Moers

Po tę książkę sięgnęłam dzięki recenzji Szyszki i mam cichą nadzieję, że Wy też się na nią skusicie. Co prawda czytałam ją już jakiś czas temu, ale pomyślałam, że to jedna z tych pozycji, którą powinien znać każdy mól książkowy. A czemu? Ponieważ książka ta traktuje o... książkach! Także sami rozumiecie. ;) Twórca książki nie figuruje jako jej autor, a tłumacz z języka Camońskiego. Na początku czytamy informację, iż autorem jest niejaki Hildegunst Rzeźbiarz Mitów, smok pochodzący ze Smoczej Twierdzy. Tutaj warto nadmienić, że Hildegunsta zawsze denerwowała oczywistość jego pochodzenia, o czym kilka razy wspomina w swoim dziele.
  Hildegunst Rzeźbiarz Mitów

Smoka poznajemy, kiedy odchodzi jego ojciec poetycki, Dancelot Tokarz Sylab. Opiekun zostawia mu list niewiadomego pochodzenia z prośbą, aby odnalazł jego autora, ponieważ Dancelotowi nigdy nie było pisane tego dokonać. List jest próbką niezwykłego pisarskiego i poetyckiego kunsztu, więc Hildegunst, nie mogąc już dłużej czekać, wybiera się do Księgogrodu, przez co wpada w sam środek wiru wydarzeń, które niekoniecznie dobrze się dla niego kończą. Miasto jest naprawdę niezwykłe: na każdym kroku antykwariaty, księgarnie, poeci deklamujący swoje wiersze i przemiłe, zaciszne kawiarnie. Ile ja bym dała, aby znaleźć się w takim miejscu!


Katakumby
Pomijając wszystkie wspaniałości znajdujące się na powierzchni miasta, gród ukrywa wiele cudownych książek w Katakumbach. Jest to miejsce, którego nikt nie zna dokładnie, ponieważ większość boi się tam zapuszczać. W katakumbach żyją bowiem stwory, o których krążą straszliwe legendy - weźmy za przykład Okrutne Buchlingi, które żywią się książkami! Jednak stworzenie, którego mieszkańcy Księgogrodu boją się najbardziej, jest z pewnością sto razy groźniejsze od Buchlingów. Jest nim Król Cieni, o którym wszyscy mówią, jednak nikt go nie widział. Mimo to wszyscy dobrze wiedzą, że Katakumb należy się wystrzegać i tylko najodważniejsi mają czelność do nich schodzić. Są to łowcy, którzy przyjmują zlecenia na różne książki, a najbardziej cenne z nich pochodzą ze Złotej Listy. Katakumby to naprawdę straszne miejsce, do którego niestety (a może i stety) trafia nasz bohater. Dzieje się to za sprawką niebezpiecznej książki (bo warto wiedzieć, że istnieją książki, które mogą nas otruć, a nawet zabić)! I tutaj właściwie zaczyna się cała historia. Ja na tym zakończę jej opis, ponieważ nie moją rolą jest przedstawienie Wam całej fabuły tej naprawdę niezwykłej książki.
Żyjątka z Katakumb

Książka wywarła na mnie niemałe wrażenie. Spotkałam się z opinią, że przeznaczona jest raczej dla młodszych czytelników. Moim zdaniem mogą ją czytać młodsi, ale to ci bardziej oczytani i znający światową klasykę będą mieli zabawę z rozszyfrowywaniem anagramów, którymi powieść jest wręcz naszpikowana. Przyznam szczerze, że ja zaczęłam je odgadywać dopiero po przeczytaniu, że autor w ogóle zamieścił coś takiego w książce, ale muszę przyznać, że zabieg był naprawdę ciekawy, a odgadywanie sławnych nazwisk sprawia wiele frajdy. Poza tym autor musi być obdarzony niezwykłą wyobraźnią, skoro wymyślił tak różnorodny i bogaty świat Księgogrodzkich Katakumb, a szczególnie te wszystkie stworzenia, które tam zamieszkują. No i historia Króla Cieni, która jest wręcz niesamowita! Muszę przyznać, że w pewnym momencie wręcz się w nim zakochałam - chociaż wiem, że to postać całkowicie fikcyjna.

Ze względu na gabaryty książki, nie mogłam jej wozić ze sobą (chociaż raz próbowałam), dlatego jej czytanie trochę się przeciągnęło. Jest to też spowodowane tym, iż momentami miałam wrażenie, że akcja nie może się rozpędzić, bardzo się ciągnie. Jednak kiedy już nabrała rozpędu, siedziałam nad książką cały dzień i pół nocy, aby tylko dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy. Warto wspomnieć, iż książka posiada wiele pięknych ilustracji - niektóre z nich przedstawiłam w tym wpisie. Jest to co prawda trzeci tom cyklu Camonia, jednak ja czytałam ją jako pojedynczą powieść i nic mi nie umknęło - wydaje mi się, że tom połączony jest raczej przez miejsce, a nie bohaterów.

Jest to w ostatnim czasie (obok "Złodziejki książek") druga książka, dzięki której nabieram przekonania do Niemców - tutaj dzięki autorowi. Lektura jej dostarcza wiele emocji, chociaż częściej rozbawienia i szczęścia niż smutku. Ja co prawda nie płakałam przy jej ostatnich kartach, ale byłam faktycznie wzruszona. Gorąco polecam!









4 komentarze:

  1. Chyba też muszę przeczytać. Buchlingi wydają się być bardzo interesujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wspaniała, oby więcej takich książek! uwielbiam :)

      Usuń
  2. Coś mi się wydaje, że jak wpadnie w moje ręce to na pewno ją przeczytam.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
    http://recenzje-bezimiennej.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Książkę posiadam od kilku ładnych lat na swojej półce i mam do niej pewien sentyment. Wywarła na mnie pozytywne wrażenia podczas samego czytania a także smutek na samym końcu, że historia dobiegła już końca i nic więcej dalej się nie wydarzy. Należy z całą pewnością do grona moich ulubionych tytułów.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń