poniedziałek, 5 marca 2012

Jean Rhys, Szerokie Morze Sargassowe

Kiedy po przeczytaniu "Dziwnych losów Jane Eyre" dowiedziałam się o tej książce, od razu chciałam się z nią zaznajomić. Byłam bardzo ciekawa tego, jak ktoś zupełnie inny niż Charlotte Brontë widzi tę historię, co wymyśli Jean Rhys. Książka jest bowiem prequelem do "Dziwnych losów Jane Eyre". Prequel to jednak niecodzienny, ponieważ już na samym wstępie wydawca uprzedza nas, iż "Szerokie Morze Sargassowe" to coś więcej niż ukazanie wcześniejszych losów żony pana Rochestera. W pewnym momencie ta historia schodzi na dalszy plan, a większą uwagę autorka poświęca obyczajowości społeczności byłych właścicieli niewolników, którzy po wprowadzeniu ustawy o zniesieniu niewolnictwa stali się śmiertelnymi wrogami Murzynów.

Książka, a właściwie książeczka (piszę tak ze względu na jej mały format) ma nieco ponad dwieście stron. Autorka zatem niezbyt wysiliła się, aby opowiedzieć nam o losach Antoinette. Poza tym właściwie wszystko miała podane na tacy, ponieważ już Brontë zarysowała historię Antoinette Cosway i jej rodziny. Warto podkreślić, iż w "Dziwnych losach Jane Eyre" żona pana Rochestera miała na imię Bertha (i tak w pewnej chwili zaczyna zwracać się do niej pan Rochester w powieści Jean Rhys), a dopiero na drugie Antoinette - tutaj jest odwrotnie.

Główną bohaterkę poznajemy, gdy ma zaledwie kilka lat. Powieść (a może mikropowieść) podzielona jest na trzy części. W pierwszej z nich to właśnie Antoinette jest narratorem. Czas powieści to koniec XIX wieku, zaraz po wprowadzeniu wspomnianej już przeze mnie wcześniej ustawy o zniesieniu niewolnictwa na Jamajce. Matka Antoinette jest córką właściciela niewolników i wdową po mężczyźnie, który zajmował się tym samym. Rodzina Cosway popada w niełaskę, nie ma się z czego utrzymać. Antoinette mieszka w posiadłości ze swoją matką, niepełnosprawnym bratem i garstką oddanej służby. Matka wychodzi za bogatego mężczyznę, Masona. Prosi go, aby wyprowadzili się, uciekli z ziemi, na której nie czuje się bezpieczna, cały czas boi się o swój los. Pewnego dnia byli niewolnicy, chcąc zemścić się na matce Antoinette, podpalają dom. Jego mieszkańcom udaje się uciec, jednak brat głównej bohaterki umiera, a matka zaczyna dziwnie się zachowywać, o wszystko posądzając Masona. Wkrótce Antoinette zostaje wysłana do szkoły prowadzonej przez siostry zakonne. Kiedy ta kończy 17 lat, przyjeżdża do niej ojczym Mason, który zawsze uważał ją za swoją ulubienicę. Na tym kończy się pierwsza część.

W drugiej części narratorem jest pan Rochester. Interesujący jest fakt, iż w powieści ani razu nie pada jego nazwisko. Ta część jest według mnie o wiele bardziej ciekawsza od poprzedniej. Pan Rochester jest mężem Antoinette i wprowadza się z nią do posiadłości, w której mają spędzić miesiąc miodowy. Z początku wszystko wydaje się być w jak najlepszym porządku. Co prawda Rochester nie kocha kobiety, z którą wziął ślub, a w związek został wmanipulowany przez zarówno swoją, jak i jej rodzinę, jednak na razie niczego nie podejrzewa. To prawda, służba jest niecodzienna i dostaje dziwne listy, jednak stara się to ignorować. Aż pewnego dnia smutna tajemnica wychodzi na jaw.

Trzecia część jest dopełnieniem poprzednich, będąc tym samym najkrótszą z nich. Tutaj do roli narratora powraca Antoinette, a akcja toczy się równolegle do tej z "Dziwnych losów Jane Eyre". Czytamy o rozmowach bohaterki z Grace Poole, jej opiekunką. Widzimy, że podopieczna nie jest świadoma swoich czynów, często nie pamięta zdarzeń z poprzedniego dnia, wieczora. Zdajemy sobie sprawę, że naprawdę jest chora psychicznie.

Na tym skończę opis fabuły i skupię się na swoich odczuciach. Moim zdaniem tworzenie historii Antoinette nie wyszło Jean Rhys zupełnie. Być może stwierdziła, że skoro już chce pisać o sytuacji na Jamajce pod koniec XIX wieku, połączy to z historią Antoinette Cosway. Efektem prób połączenia tych dwóch wątków jest "Szerokie Morze Sargassowe". Niestety autorka nie poświęciła wystarczającej uwagi ani niewolnikom ani kobiecie, o której pierwotnie miała pisać, przez co tylko lekko dotknęła, wręcz musnęła dwa problemy, nie zagłębiając się w nie. Moim zdaniem mogła się w to bardziej zaangażować, ponieważ nie wykorzystała w pełni (jeśli w ogóle) potencjału powieści, pomysłu. Na dodatek pan Rochester u Jane jest zupełnie inny niż u Charlotte - nawet ten jego charakterystyczny chłód jest taki... chłodniejszy. Gdybym nie wiedziała, że to on, nigdy bym się tego nie domyśliła. Autorka moim zdaniem bardzo spłyciła tę postać, pozbawiła ją tak typowego dla pana Rochestera charakteru.

Książkę mogę polecić ciekawskim fanom prozy Charlotte Brontë, ponieważ "Szerokie Morze Sargassowe" to właśnie taka ciekawostka, którą warto przeczytać, jednak niekoniecznie dobrze zapamiętać. Nie lubię wystawiać tak niskich ocen, ale ta książka naprawdę mnie zawiodła (chociaż jestem chyba jedną z niewielu, ponieważ na biblioNETce czytałam same pozytywne opinie).






P.S. Jeśli za bardzo nakreśliłam fabułę, wybaczcie.

9 komentarzy:

  1. O ile dobrze kojarzę, to są również dwie adaptacje tej powieści. Nie czytałam i nie oglądałam, choć czasem miałam ochotę. Ale "Jane" jest jedną z moich ulubionych książek i bałam się, że ten prequel nie może jej dorówniać. No i ma potwierdzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samej Jane prequel na pewno nie dorównuje, jednak nie musi on być tak zły w Twoim odczuciu, więc może warto się z nim zapoznać ;)
      Co do ekranizacji... Czytałam o dwóch, ale jak zawsze mam ochotę skonfrontować słowo z obrazem, to jednak w tym przypadku dam sobie spokój, jakoś mnie do tego nie ciągnie.

      Usuń
  2. Książki "Dziwne losy..." jeszcze nie czytałam, ale przymierzam się do niej, tylko wciąż brakuje mi czasu. A za pisaniem prequeli nie jestem, zwłaszcza przez inną osobę niż sama autorka, dlatego powieść przeczytałabym jeśli byłabym bardzo ciekawa. A tak się chyba nie stanie :D

    Pozdrawiam ciepło i zapraszam do mnie:

    papierowyazyl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie intryguje chronologia, bo fakt, bazuję na strojach z ekranizacji, ale biorąc pod uwagę lata w których żyła Bronte, nie pasuje mi koniec! XIX wieku, wprawdzie wtedy też w tamtych rejonach były problemy z niewolnikami, ale na pewno nie koniec XIX wieku. Niewolnictwo zostało na Jamajce, według mojej wiedzy zakazane na samym początku XIX wieku. Ale mogło mi się coś pokićkać.

    Natomiast ad rem. Tytuł jest według mnie świetny i zawsze działał na moją wyobraźnię, ale biorąc pod uwagę, że Ty się męczyłaś, ja pewnie bym przez okno wyrzuciła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wniosek wysnułam z przypisu zaraz na pierwszej stronie, tam do ustawy o zniesieniu niewolnictwa był podany 1833 rok. Hmm... Nie wiem jak to wyjaśnić, bo w książce nie pada wprost rok (przynajmniej ja tego nie pamiętam), ale jest mowa o końcu niewolnictwa itp.

      Usuń
  4. I to mi nie gra z akcją. Bronte umarła w 1955 więc na prequel to nie pasi. Widocznie autorka popusciła wodze fantazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie byłaby niestety jedyna rzecz, którą autorka "sknociła"... Tak jak pisałam, zajmowała się tematem niewolników, konfliktów międzykulturowych itp, więc widocznie pozwoliła sobie trochę nagiąć "fakty" z książki Brontë.

      Usuń
  5. Dawne to wpisy, ale może się jeszcze przyda mój dopisek:)
    Coś się tu poplątało w kilku wpisach. Skąd się wziął kilka razy powtarzany koniec XIX wieku?
    Tymczasem wszystko się zgadza (chronologia u Rhys względem Brontë).
    1. Brontë zmarła w 1855, a nie 1955 - to połowa, a nie koniec XIX wieku(Kasiek)
    2. "Jane Eyre" napisałą w 1847, jako powieść współczesną
    3. Abolicja na Jamajce to 1838 rok - to nie jest koniec XIX wieku
    4. Akcja powieści Rhys toczy się od dzieciństwa Antoinette (jakieś 10 lat przed abolicją), przez ślub z Rochesterem (zaraz po 1838) i w ciągu kolejnej dekady, czyli w Thorfield Hall.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń