poniedziałek, 20 lutego 2012

Starcie królów, George R. R. Martin

Moje starcie z tą lekturą trwało prawie trzy tygodnie. Proszę jednak o wybaczenie, gdyż na początku lutego zaczęła się sesja (którą zdałam z umiarkowanym powodzeniem), co oznaczało dla mnie wzmożony czas udawania, że się uczę. Dodatkowo zaważył również fakt, że książka ma 867 stron, więc do lekkich lektur nie należy. Nie będę się zbytnio rozpisywała, ponieważ jakiś czas temu recenzowałam pierwszy tom sagi, a wiele się nie zmieniło. Chcę po prostu zostawić jakiś ślad po tej lekturze; nie chcę wyjść na jeszcze bardziej niesystematyczną osobę, niż jestem.

Drugi tom "Pieśni Lodu i Ognia" trochę mnie zawiódł. Na portalu biblioNETka ma on wyższą (co prawda naprawdę niewiele, ale jednak) ocenę niż część pierwsza, ja jednak jestem zmuszona ocenić tę książkę niżej. Trudno powiedzieć, co tak naprawdę zaważyło na mojej ocenie, bo jeśli napiszę, że lektura była nudniejsza od "Gry o tron", ktoś zarzuci mi, że od powieści fantasy oczekuję emocji rodem z horrorów Kinga czy thrillerów Koontza. Tak nie jest, zapewniam. Akcji wydaje się być faktycznie mniej, jednak myślę, że to był świadomy zamysł autora, który narratorami uczynił nie osoby będące bezpośrednio w kręgu zdarzeń, ale te poboczne. I tak sam Robb (który wyruszył na wojnę) nie opowie nam o swoich osiągnięciach, ale będziemy mogli się z nimi zapoznać między innymi dzięki lady Catelyn, która z kolei dowie się o nich od kogoś innego. W pewnym momencie może to denerwować, ponieważ nie dowiadujemy się o niczym wprost, a okrężnymi drogami. Moim zdaniem narratorów jest jednak za dużo, przez co po przeczytaniu drugiego tomu mam niedosyt co do historii niektórych postaci. Dziwne jest to, że w Siedmiu Królestwach toczą się walki, jest wiele starć i dzieje się naprawdę dużo, a życie Daenerys toczy się monotonnie i składa się z samych podróży - nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co (na razie?). Autor powinien poświęcić zdecydowanie więcej uwagi tej bohaterce. Ciekawa jestem, czy Martin powierzy rolę narratora Joffrey'owi lub Cersei - bardzo chciałabym wiedzieć, co siedzi w tych ich pogmatwanych główkach. Niestety z rodu Lannisterów głos ma tylko Tyrion, którego niespecjalnie lubię. Za to dużą sympatią darzę Jona, którego historia (mam nadzieję) powinna bardziej rozrosnąć się w kolejnym tomie.

Wiele razy czytałam i słyszałam, że w tej sadze Martin uśmierca głównych bohaterów. Cóż, muszę powiedzieć, że się zawiodłam. Więcej zdradzać nie będę, bo mogę Wam popsuć zabawę i wyczekiwanie czy (o ile w ogóle) ktoś zginie. A czekać będziecie długo, w końcu nie "połyka" się tak grubej książki w jeden wieczór.

Rozpisałam się o moich rozczarowaniach, ale muszę wyjaśnić, czemu ocenę dam mimo wszystko w miarę wysoką (chociaż niższą od poprzedniej). W drugim tomie jest więcej magii, zarówno tej złej, która tylko szkodzi, jak i tej dobrej (czy może bardziej neutralnej), która pomaga bohaterom wyjść z opresji. Pojawiają się alchemicy (którzy tacy dobrzy nie są, ale sam fakt ich istnienia mnie cieszy), poza tym zaobserwujemy dziwną więź między dziećmi Starków a wilkorami (co prawda była ona zaznaczona w pierwszym tomie, lecz tutaj jest rozwinięta w ciekawy i wydaje mi się oryginalny sposób). To wszystko idzie w dobrą stronę - według mnie. Trudno nie brać tego za dobrą monetę, jeśli jest się fanką fantasy.

W dalszych tomach oczekiwałabym więcej intryg (lecz może bez udziału Tyriona, a bardziej Cersei), nadprzyrodzonych mocy i tajemnic, jednak poziom, który prezentuje druga część "Pieśni Lodu i Ognia" jest moim zdaniem dobry. Polecam fanom gatunku i Martina, oczywiście.

 


2 komentarze:

  1. od dawna mam w planach, ale jad dotąd nie udało mi się przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziś dotarło do mnie "Starcie królów". Jestem na świeżo po "Grze o torn" i jestem bardzo ciekawa drugiej części.

    OdpowiedzUsuń