wtorek, 31 stycznia 2012

K-PAX, Gene Brewer

Pewnego dnia do Instytutu Psychiatrii na Manhattanie trafia prot, przybysz z planety K-PAX. Mimo iż dyrektor placówki zawiesił kontakty z pacjentami, postanawia sam zająć się poważnie chorym (w jego mniemaniu) człowiekiem. Prot, jak na mieszkańca naszej planety, ma bardzo dziwne zdolności: potrafi rozmawiać ze zwierzętami, dostrzega promienie UV i tym podobne. Sam lekarz przyznaje, iż stanowi on nie lada zagadkę, jednak mimo wszystko (a może właśnie dlatego) próbuje ją rozwiązać.

Rozdziały w tej książce zostały podzielone według sesji, które lekarz psychiatrii odbywał z pacjentem. Lektura jest przyjemna, bezproblemowa i bardzo szybka. Szczególnie dobrze czyta się wypowiedzi prota, opowiadającego o życiu na planecie, z której przybył - autor popisał się ogromną wyobraźnią, tworząc idealne miejsce gdzieś tam w kosmosie. Książka ma niewiele ponad dwieście stron, a większa jej część to dialogi (jak to na sesję przystało, lekarz zadaje pytania, pacjent na nie odpowiada). Czytałoby się szybciej, gdyby narrator nie wpychał na siłę do swojej opowieści problemów rodzinnych - to dziwne, że lekarz psychiatrii odnosi sukcesy w miejscu pracy, a nie wie kompletnie nic o swojej rodzinie. W związku z tym w pewnym momencie dowiadujemy się, że każde z czwórki dzieci narratora ma jakieś (i to nie byle jakie!) problemy. Ja rozumiem, że autor mógł chcieć pokazać, że nawet lekarza psychiatrii dotykają takie kwestie, jednak może warto byłoby napisać o tym osobną książkę, a nie pakować wszystko do jednego wora? W efekcie mamy historię przybysza z innej planety, przeplataną problemami z kokainą. Jeszcze jedna kwestia co do narratora - jest nim, jak już wiemy, lekarz psychiatrii, który nazywa się tak jak autor. Prawdopodobnie Brewer chciał nadać całej historii realności, jednak może to wyglądać jak objaw jego narcyzmu ("nazwę jednego z bohaterów książki na swoją cześć, czy to nie genialne?").

Podczas kilkunastu sesji Gene wypytuje prota o jego planetę. Pacjent (który naturalnie za pacjenta się nie uważa) opisuje wręcz utopijną krainę, gdzie nikt nikogo nie krzywdzi, a tym bardziej nie zabija, gdzie wszyscy żyją w zgodzie, a wszystko jest wspólne. Prot wspomina również o innych, dosyć dziwacznych cechach istot ze swojej planety, co naprowadza psychiatrę na jego przeszłość. Lekarz dochodzi do wniosku, że osoba, podająca się za przybysza z innej planety, w przeszłości musiała doznać uszczerbku wielu płaszczyznach psychiki. Z pomocą dziennikarki, która akurat w tym czasie gdzieś się przypałętała, próbuje odkryć historię prota. Dziennikarka jest oczywiście młoda i piękna, a lekarz przechodzi kryzys wieku średniego. Szablonowość tej sytuacji aż bije po oczach, bo mimo iż lekarz w pewnym momencie stwierdza, że kobieta wygląda na nie więcej niż szesnaście lat, to i tak zaczyna sobie wymyślać nie wiadomo co w tej swojej pokręconej główce (no i kto tu ma problemy?). W czasie, gdy lekarz główkuje nad przeszłością pacjenta, ten zajmuje się innymi mieszkańcami placówki. Prot potrafi znaleźć rozwiązanie prawie wszystkich ludzkich problemów, dlatego właściwie doprowadza do wyzdrowienia trzy osoby. Dzięki niemu w Instytucie gości spokój, a pacjenci czują się lepiej. Jest to bez wątpienia bardzo pozytywna postać.

Książka ta wydaje się być z pogranicza gatunków - mamy tutaj kwestie psychologiczne, ponieważ całość dzieje się w placówce psychiatrycznej, gdzie autor przedstawia nam tak naprawdę przekrój różnych (najdziwaczniejszych) chorób, jednak w całej powieści jest parę spraw, których narrator nie potrafił wyjaśnić, przez co lektura nabiera zabarwienia sci-fi. Nie da się ukryć, że w książce jest parę niedociągnięć. Moim zdaniem narrator zdecydowanie za mało czasu poświęca na próbę odgadnięcia, kim tak naprawdę jest prot. Tę kwestię pozostawia dziennikarce, która biega wszędzie i robi to, czym powinien zajmować się lekarz. Poza tym skąd to nagłe zaufanie i pozwolenie łażenia jakiejś nieznanej kobiecie po placówce i oddziałach z chorymi? Wydaje się to być nieco dziwaczne. W pewnym momencie, kiedy lekarz zadaje pacjentowi pytania przekazane przez zaprzyjaźnionego astronoma, narrator tłumaczy, iż nie nagrał tej rozmowy, bo zepsuł się magnetofon - co, wyczerpała się wena twórcza?

Przed przeczytaniem książki obejrzałam film - przyznaję, złamałam swoją zasadę. Być może w jakiś sposób wpływa to na moje odczucia względem książki, ale nie mówię, że film jest w całości od niej lepszy. Gra tam bardzo dobry Kevin Spacey (wciela się w rolę prota), który chyba w każdym filmie jest na swój sposób biedny oraz Jeff Bridges (lekarz), za każdym razem wyglądający zupełnie inaczej, chociaż ja jakoś nie bardzo za nim przepadam. Książka ma przewagę nad filmem w kwestii ukazania utopii na K-PAXie. Podczas lektury otrzymujemy na ten temat więcej informacji (czytając, aż sama chciałam tam zamieszkać). Mimo pewnych niedociągnięć, książka mi się podobała. Autor podjął się opisania różnych psychologicznych zjawisk w oryginalny sposób. Co prawda nie znam się na psychologii, ale takie wątki mnie interesują.
 

3 komentarze:

  1. Książka zawiera bardzo fajną historię,opowiedzianą w średni sposób. Autor - owszem - ma tendencję do jęczenia nad swoim losem.
    Ciekawy sposób balansowania na krawędzi literatury psychologicznej z wielkim sciencefictionowym znakiem zapytania na końcu. Nadmienię tylko, że niektórych może drażnić ta przesadna, moralizatorska wizja planety bez seksu, przemocy, głodu, pieniędzy itp... Autor dał upust swoim poglądom.
    Do walki z książką staje jej ekranizacja, w której większy nacisk położony jest na tragizm postaci, niż na utopijność. Książka - dobra. Film - nieco lepszy :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wstyd przyznać, ale jeszcze nie miałam okazji przeczytać książki, ani obejrzeć filmu, choć książkę wielokrotnie mijałam w bibliotece i pewnie nie raz, nie dwa miałam ją w ręce chcąc zabrać do domu. Tylko jakoś mnie to wszystko nie przekonywało - może czas naprawić swój błąd?

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytaj, warto! Chociażby dla opisu K-PAX :)

      Usuń