sobota, 2 czerwca 2012

Igrzyska śmierci, Suzanne Collins

Recenzja ta będzie zbiorcza, ponieważ nie widzę sensu tworzenia trzech osobnych dla jednego cyklu. Oceny będą jednak trzy, ponieważ wystawienie jednej byłoby w pewnym momencie niesprawiedliwe. "Igrzyska śmierci" opowiadają o życiu w państwie Panem, znajdującym się na terenie dawnej Ameryki Północnej. Stolica (Kapitol) otoczona jest Dwunastoma Dystryktami. To właśnie tu co roku rząd urządza tytułowe igrzyska (zwane też Głodowymi Igrzyskami), aby przypomnieć wszystkim mieszkańcom o tym, jak bezsensowny byłby jakikolwiek bunt. W zawodach na śmierć i życie konkuruje ze sobą dwudziestu czterech trybutów - z każdego dystryktu losuje się po dwóch, chłopaka i dziewczynę w wieku 12-18 lat. Zbliżają się Siedemdziesiąte Czwarte Igrzyska Śmierci - trybuci z Dwunastego Dystryktu to Katniss i Peeta.

Na początku, kiedy zaczęłam wgryzać się w powieść, uznałam ten pomysł za bardzo oryginalny, nowatorski, jednym słowem świetny. Co prawda znajomy próbował przekonać mnie, że ktoś kiedyś wpadł na coś podobnego, jednak (jak widać) nie odniósł takiego sukcesu jak pani Collins. Pewnie pierwowzór nie był skierowany do młodzieży - Igrzyska są. Warto się jednak zastanowić czy to dobrze, czy może niezupełnie. Chociaż z drugiej strony już w gimnazjum czyta się "Medaliony" i tym podobne, więc brutalność z literaturze jest na porządku dziennym. Ja jednak nie wiem, czy chciałabym, aby moje dziecko (dajmy na to, trzynastoletnie) sięgnęło po ten cykl.

Pierwszy tom to coś nieoczekiwanego - bardzo dobry pomysł, który został równie dobrze zrealizowany. Jedynie bohaterka nie przypadła mi do gustu. Od początku jednak spodobał mi się Peeta. I chociaż miejscami wszystko było do bólu przewidywalne, zastanawiał fakt, jak do tego wszystkiego dojdzie. Pomiędzy rozmyślaniami nad tym, kto następny zginie, emocjonowałam się wątkiem pseudoromantycznym.

Drugi tom według mnie był najlepszy, bo chociaż pierwszy wprowadził cały pomysł Igrzysk i mogliśmy poznać ich procedurę od początku do końca, to jednak moim zdaniem "W pierścieniu ognia" wprowadziło coś jeszcze - większe napięcie na każdym gruncie. Owszem, dało się to zauważyć również w poprzedzającej części, jednak to tę przeczytałam najszybciej, wręcz ją pochłonęłam. Potem było już tylko gorzej...

Jest duża przepaść między pierwszym a ostatnim tomem trylogii. Przepaść ta nie wiąże się tylko z oceną, ale również z fabułą. Trudno sobie wyobrazić, że bohaterowie występujący w "Kosogłosie" to ci sami, o których czytaliśmy na samym początku. I nie chodzi tutaj tylko o ich przemiany zewnętrzne i wewnętrzne, ale właściwie o wszystko; o cały świat, który ich otacza. Moim zdaniem trzeci tom spokojnie mógłby być autonomiczną powieścią, chociaż z pewnością tytuł trylogii ma znaczenie symboliczne. Ciekawa jestem, czy autorka zasiadła do pisania pierwszego tomu, wiedząc, jak mają się potoczyć losy bohaterów aż do ostatniej strony.

Pani Collins przemyciła do trzeciego tomu coś, czego na początku nikt by się nie spodziewał. Faktycznie, Igrzyska śmierci były emocjonujące, czytałam o nich i łapałam się na rozmyślaniu nad tym, jakie pułapki organizatorzy wymyślili tym razem? Z czym trybuci będą musieli się zmierzyć? Kto zginie następny? W jaki sposób? Jak Katniss przeżyje (bo co do tego chyba nikt nie miał żadnych wątpliwości)? Ale czytając pierwszy tom nikt chyba nie myślał nad znaczeniem państwa totalitarnego, jakim jest Panem. Na pierwszy plan wysunęła się walka o przetrwanie, emocje towarzyszące Katniss, ciekawość dotycząca tego, jak zbudowana jest arena, jak potoczy się ta okrutna walka. Aż do końca pierwszego tomu nie brałam pod uwagę tego, że to nie będzie trylogia o samych Głodowych Igrzyskach. Nie myślałam o tym, jak bardzo trzeci tom będzie różnił się od pierwszego.

Zakończenie całej trylogii wydaje się niesprawiedliwe, chociaż jest ono chyba najlepsze - jeszcze pod koniec pierwszego tomu właśnie tego pragnęłam, jednak z czasem moje marzenia drastycznie się zmieniły. Nie we wszystkich książkach musi istnieć bezwarunkowy happy end. Bohaterowie, których na początku bardzo lubiłam, stali się złem koniecznym - i odwrotnie (co nie zdarza się często). Nic tutaj nie jest czarne lub białe - każdy ma swoje wady i niechlubne czyny, ale jak można ich nie mieć w państwie takim jak Panem, gdzie aby przetrwać, trzeba łamać prawo niemal codziennie?

 Autorka nie wznosi się na literackie wyżyny, a cykl napisany jest prostym, zrozumiałym dla wszystkich językiem, bo z założenia Igrzyska to literatura typowo młodzieżowa. Z każdą częścią brutalności i niesprawiedliwości jest coraz więcej. Trzeci tom niestety znacznie odbiega jakością od wcześniejszych, jednak według mnie to przez fabułę - to, co pozostało bez zmian, to warsztat pisarski autorki oraz umiejętności ukazywania skomplikowanych uczuć bohaterki. Warto zwrócić uwagę na sposób prowadzenia narracji, ponieważ Katniss mówi do nas w pierwszej osobie, jednak w czasie teraźniejszym. Na początku ten pomysł mógł wydawać się niezbyt dobry, jednak z czasem można łatwo przywyknąć. Przecież zawsze to coś nowego, a akcja prowadzona jest właściwie na naszych "oczach".

Oceny dla poszczególnych tomów, zaczynając od pierwszego:




6 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa recenzja. Sama czytałam tylko dwie części - bardzo mi się podobały, choć druga wiele bardziej.

    Pozdrawiam ciepło - Karolka

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie to ujęłaś... mi cała trylogia się spodobała i byłam wciągnięta na maksa, chociaż Katniss faktycznie umie wkurzyć

    OdpowiedzUsuń
  3. Cała trylogia świetna, jednak najbardziej spodobała mi się część druga, a trzecia najmniej. Zabolała mnie ta przemiana wewnętrzna bohaterów w ostatnim tomie, ale chyba tak musiało być, nie zawsze można być bohaterem, a t wydarzenia miały na nich ogromny wpływ. Zakończenie było gorsze niż się spodziewałam, a może raczej inne, takie dobijające.

    OdpowiedzUsuń
  4. O, to bardzo ciekawi mnie, co spotkam w drugim i trzecim tomie. W drugim szczególnie, skoro oceniasz go najwyżej (podobnie zresztą jak kilka znanych mi osób). Mam już co prawda pewne typy, jak sprawy mogą się rozwiązać, ale... obym się myliła ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio wokół mnie pojawiają się dwa tytuły: "Millennium" i "Igrzyska śmierci" właśnie. I tak jak w przypadku pierwszego, tak i przy Igrzyskach... słyszałam sporo bardzo odmiennych opinii. Jest w tej trylogii coś, co przyciąga moją ciekawość. Twoja recenzja jest kolejną, dzięki której mam ochotę sama zapoznać się z tą lekturą i wykształcić swoje zdanie.

    Ciągle przypominam sobie te żywe dyskusje, jakie toczone były na korytarzu naszej uczelni. Muszę to poznać! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam tą serię juz kilka lat temu (tzn 1 i 2 część przeczytałam razem, na trzecią musiałm poczekać bo jeszcze nie było premiery)i byłam zachwycona! Nie mogłam się na niczym skupić tylko miałam w głowie książki. Zgadzam się z opinią że Kosogłos odbiega od dwóch pierwych części. Jest zdecydowanie słabszy i nawet muszę powiedzieć że mało z niego pamiętam, w przeciwieństwie do wcześniejszych tomów. Tylko jakieś ważniejsze wydarzenia. Ale ogólnie mam bardzo dobre wrażenia po serii.

    OdpowiedzUsuń